,,A lot of it is just straight teenage stuff. I didn't
mean it to be, but it’s perfect for them. I think they’re attracted by things
that give verisimilitude”[1].
J.R.R. Tolkien o
przyczynie popularności jego książek wśród studentów collage’ów
Sceną,
której najbardziej nie lubię w filmowym Harrym Potterze jest zniszczenie
londyńskiego Millenium Bridge. Filmowcy, oszczędzając książkowy, fikcyjny most
Brockdale na nieznanej rzece, zburzyli cały świat wykreowany w opowieściach o
młodym czarodzieju. Bo Millenium Bridge nie dość, że obecnie stoi i nigdy się
nie zawalił, to w czasie przypisanym do przedstawionych wydarzeń nie istniał
zupełnie. W ten sposób, przez nieumiejętne zespolenie z naszym światem,
uniewiarygadnia się świat różdżek, smoków i latających mioteł.
Oczywiście,
ta niezgodność nie sprawiła, że ktokolwiek przestał wierzyć w istnienie
czarodziejów. Nikt w nie nie wierzył od samego początku. Ale uznawać je można
było za wiarygodne. Wiarygodne w najdoskonalszy sposób. Wiarygodne, bo
nieudowadnialne. Cały świat skonstruowany przez Rowling należy do alternatywnej
rzeczywistości. Kraina czarodziejów jest niedostępna dla zwykłych ludzi. Żaden
z faktów rozgrywających się w naszej rzeczywistości nie może zostać
zweryfikowany, bo tak naprawdę wcale do naszej rzeczywistości nie przynależy.
Najbardziej przyziemne, oswojone miejsce jest równie fikcyjne jak czarodziejska
szkoła. Nie trzeba się więc martwić zgodnością, można po prostu uznać
równoległe istnienie całego fantastycznego uniwersum. I wierzyć, bo nie ma dowodów.
Bo
choć alternatywna historia to w powszechnym rozumieniu tylko jedna z licznych
odmian fantastyki, to naprawdę jest właśnie tym, czego czytelnicy oczekują od fantastyki
całościowo[2].
Może to być historia dziejąca się w naszym, odmienionym świecie, w
przedhistorycznych czasach, w odległej przyszłości, nigdzie lub bardzo daleko.
Ale potrzebna jest możność uwierzenia, że to się dzieje. Niezbędne jest do tego
albo odcięcie się od realnego świata i zadbanie o spójność wewnętrzną świata
wymyślonego, albo zgranie ich w sposób nie wywołujący dysonansów poznawczych. Odpowiedni
dystans, czy to czasowy czy geograficzny, pozwala w ten sposób na stworzenie
światów bardziej przekonywających, przez to – wręcz bliższych.
Brak
realizmu nie pozwala na całkowite wyrzeczenie się mimesis. Czytelnicy zazwyczaj zwracają uwagę na dwa obszary, w
których oczekują wiernego odwzorowania rzeczywistości. Prawa fizyki oraz
psychologia bohaterów. Nacisk na stosowanie się do obserwowalnych praw fizyki
wynika z nieuzasadnionego, choć zrozumiałego uogólnienia ich – uogólnienia,
które pozwala funkcjonować naukom empirycznym jako czemuś więcej niż obserwacji
przypadków. Współcześnie wydaje się to tak oczywiste, że niemal intuicyjnie
wprowadza się swoją wiedzę na temat funkcjonowania grawitacji czy wytrzymałości
materiałów do światów równoległych, zapominając, że są właśnie równoległe. Żeby
rażące niezgodności z prawami fizyki mogły być tolerowane potrzebne jest
wprowadzenie fizyki alternatywnej. Inaczej ma się sprawa z psychologią
bohaterów, tu wytrychem może być przyjmowanie stosownych konwencji i używanie
archetypów zamiast ,,prawdziwych” postaci. Jednak, mimo dużych możliwości
naginania prawdy i prawdopodobieństwa, wiarygodności w fantastyce jej
wielbiciele oczekują powszechnie.
Kiedy
w fantastykę nie da się uwierzyć, kiedy budzi poczucie niezgodności i jest
widocznie fałszywa, nie da się w nią wniknąć. Dystansowanie się do fantazji nie
pozwala na zdystansowanie się do rzeczywistości, na tym polega problem
czytelników fantastyki, którzy lubują się w eskapizmie. Ci zaś, którzy
twierdzą, że nie próbują wcale traktować literatury jako miejsca ucieczki (w co
trzeba uwierzyć, bo nawet w najpopularniejszym nurcie fantastyki istnieją
światy nienadające się na kryjówkę przed choćby najokrutniejszą
rzeczywistością), marzą o wiarygodności i spójności, bo inaczej mają poczucie
obcowanie z czymś niemądrym.
Nie można
brać dosłownie słów wielbiciela fantastyki, który mówi, że coś było dobre, choć wymaga zawieszenia
niewiary. Nikt nie lubi zawieszenia niewiary. Taki komunikat oznacza tylko
tyle, że dzieło jest zbyt głupie, żeby się przyznać do satysfakcji z obcowania
z nim bez zastrzeżeń. Lub, że jest na tyle genialne, że udało się mu dokonać
niemożliwego, kazało wierzyć w niewiarygodne.
[1]J.R.R.
Tolkien,
JRR Tolkien: 'I never expected a money success', rozmowę
przeprowadzili Charlotte i Dennis Plimmerowie, http://www.telegraph.co.uk/books/authors/tolkien-interview-its-easier-to-film-the-odyssey/,
dostęp z dnia 27 października 2015.
[2] Wyjątkiem
jest tu ,,realistyczne” science-fiction, które traktowane jest jako historia
nie tyleż alternatywna, co możliwa, pewna zabawa w przewidywanie (tu warto
wspomnieć na przykład wczesną powieść Lema, Astronauci,
w której autor wdaje się w szczegóły techniczne działania rakiety). Jednak i
ono, wraz z rozwojem technologii, przemienia się w zazwyczaj historię
alternatywną, i to, niestety, raczej nie najlepszą.
Bardzo interesujący tekst
OdpowiedzUsuń